Aktualności/nubo
Trochę się stresowałem przed tym dniem. Co prawda to nie była jeszcze przeprowadzka, ale po raz pierwszy wybraliśmy się do naszego nowego domu, żeby w nim pobyć. Po prostu.
Co w tym było odmiennego od dotychczasowych odwiedzin? Ano to, że do tej pory zarówno ja, żona, jak i dzieci jeździliśmy do Bobrowca na „inspekcję”. Śledziliśmy etapy budowy, konsultowaliśmy z robotnikami kolejne prace do wykonania lub zgłaszaliśmy poprawki, ale nie traktowaliśmy tego jak podróży do swojego domu. Najbardziej widać to było po dzieciach, które wchodziły, kiwały głowami i pytały, czy mogą już wrócić do babci, gdzie nocują.
Tym razem miało być inaczej. Pan Jacek, który na naszej budowie jest majstrem, kilka dni wcześniej obwieścił, że przynajmniej dwa pokoje są już gotowe i możemy się w nich rozpakować. Czujecie? Rozpakować! Czyli swoje rzeczy ułożyć po swojemu na swoich meblach. Stworzyć namiastkę domu. Wow!
Nie mogliśmy przegapić takiej okazji i postanowiliśmy, że przeznaczymy na to najbliższą możliwą sobotę. Jaki był efekt naszych prac? I jakie refleksje temu towarzyszyły?
1. Nie miej sprecyzowanych oczekiwań
To znaczy trochę miej, bo jakiś plan działań warto nakreślić, ale nie przywiązuj się zbytnio do niego. Wchodząc do domu, który wciąż jest albo jeszcze przed chwilą był placem budowy, zastaniesz chaos, brud i kamieni kupę. Jeśli więc miałeś konkretne plany do zrealizowania, dość szybko zorientujesz się, że to mission impossible.
Gdy zobaczyliśmy wspomniane pokoje, które mieliśmy zagospodarować, okazało się, że owszem – są odgracone z narzędzi czy resztek materiałów, ale wciąż widać w nich ślady prac: pył po szpachlowaniu i gładzeniu ścian, brak listew przypodłogowych czy kontaktów. Zaczęliśmy więc od odkurzenia i zmycia podłóg, by nadać tej przestrzeni odrobiny blasku.
Zanim to jednak zrobiliśmy, pozwoliliśmy sobie na coś innego, moim zdaniem bardzo ważnego.
2. Przespaceruj się po swoim domu
Chodzi o to, by dać sobie czas na pobycie w tym nowym środowisku. Tak z godzinkę. Pochodzić po pokojach, po salonie, po strychu. Nacieszyć się kafelkami w łazienkach, docenić konstrukcję schodów, pootwierać i pozamykać okna. Chłonąć przez chwilę to miejsce, poczuć je, posmakować. Potem pomysły na to, od czego zacząć wypakowywanie, prawdopodobnie pojawią się same.
Nasze dzieci rozbiegły się po domu i dość szybko okiełznały te przestrzenie, ale my początkowo byliśmy bezradni. Sprzątać te pokoje, skoro będą w nich jeszcze prowadzone prace, czy nie sprzątać? Wypakować się, czy jednak poczekać jeszcze te kilka dni na dokończenie brakujących drobnostek?
3. Bądź elastyczny i czuj się wolny
Odpowiedź przyszła sama. Otóż najpierw zajęliśmy się… trzecim pokojem! W ogóle nie planowaliśmy go ruszać, bo stały w nim pudła i worki z przeprowadzki. Ponieważ jednak to ma być pokój naszej Zosi, postanowiliśmy go opróżnić. Przenieśliśmy wszystko do czwartego pokoju (mamy ich jeszcze trochę…), który docelowo stanie się prawdopodobnie pokojem najmłodszej Dominiki. Zanim jednak nasza pięciomiesięczna córeczka zacznie domagać się własnych czterech ścian, pewnie minie trochę czasu. Tak więc jeszcze przez dłuższą chwilę będziemy traktować go jako graciarnię.
Dzięki temu, że nie trzymaliśmy się kurczowo pierwotnych planów, udało się nam niespodziewanie oczyścić trzeci pokój. Niemal natychmiast Zosia zaczęła go „meblować”: rozwinęła dywan, wyjęła kilka zabawek, poprosiła o kwiatek. Oswoiła swoją przestrzeń.
Dlatego warto pozwolić sobie na wolność w zagospodarowywaniu domu i elastycznie zmieniać strategię meblowania. Dzięki temu mamy szansę otworzyć się na twórcze niespodzianki.
4. Zajmij się domem razem z dziećmi
Sądzę, że wielu rodziców na czas meblowania domu najchętniej opchnęłoby swoje dziecko dziadkom albo wysłało je na jakieś dłuższe ferie. Tymczasem my poszliśmy trudniejszą, ale wierzę, że wartościowszą drogą. Otóż zagospodarowujemy dom razem z dziećmi.
Z jednej strony włączamy je do może mało atrakcyjnych, ale jednak ważnych czynności, takich jak odkurzanie, zmywanie podłóg czy noszenie worków z ubraniami (choć to jest bardziej ciągnięcie worków, tak jak to robiła Klara – najważniejsze, że skutecznie).
Z drugiej strony konsultujemy z nimi rozmieszczenie mebli, a nawet je z nimi skręcamy. Okazuje się, że dla dzieci możliwość przykręcenia śrubki w łóżku, na którym będzie spało, to wydarzenie niemal epokowe. Potem opowiada rówieśnikom, że „samo je złożyło” (z niewielką pomocą taty…).
Ja w tym widzę jeszcze jedną wartość. Otóż wiedząc, ile pracy wymagało doprowadzenie łóżka czy szafki do stanu używalności, dziecko będzie bardziej szanować taką rzecz i o nią dbać. Przestanie je traktować jak coś, co kupuje się ot tak, na pstryknięcie palcami w markecie czy sklepie internetowym.
No i będzie bardziej się nim cieszyć, tak jak Marysia na poniższym zdjęciu. Tak bardzo chciała położyć się w swoim łóżku, że nie czekała na zakup materaca.
5. Pozwól, by dzieci same zadbały o własną przestrzeń
Gdzieś podskórnie to czułem, ale teraz zobaczyłem to na własne oczy. Kiedy przenosiliśmy paczki między pokojami, dzieci co i rusz wyjmowały z nich rzeczy, które należały do nich. Jakąś zabawkę, instrument czy pluszaka, a nawet całe konstrukcje, jak zabawkowa kuchnia czy domek dla lalek.
Początkowo bałem się, że zasypią nimi swoje pokoje i w jeden dzień z nowego domu zrobią chaotyczne śmietnisko. Ale potem pomyślałem: a niech zrobią! Niech poczują się dobrze wśród swoich rzeczy, w dowolnym ich ułożeniu czy rozrzuceniu. Potem to wszystko jakoś się ogarnie, ale przez tę godzinę, dwie czy trzy córki poczują się jak u siebie.
To będzie możliwe tylko wtedy, gdy same ogarną sobie swoją przestrzeń. My tego za nich lepiej nie zrobimy. Owszem, może weźmiemy się za to sensowniej, zadbamy o estetykę, dopilnujemy ergonomiczności. Ale wtedy to będzie po naszemu, dorosłemu, a nie po dziecięcemu. Jasne, że możemy potem zająć się poukładaniem tego chaosu, ale niech te pierwsze godziny czy dni to będzie ich czas – radosnej, dziecięcej, niczym nie skrępowanej wolności.
Na koniec ważna rzecz, której nie chciałem dawać jako kolejnego punktu w powyższej wyliczance, ponieważ ona przenika je wszystkie. Chodzi o emocje. Ten pierwszy dzień spędzony w nowym, wciąż nie wykończonym domu, był ich pełen, z których te gorsze wybuchły podczas drogi powrotnej. W małej przestrzeni samochodu było o to nietrudno.
W każdym razie, gdy już wszystko się uspokoiło i mogliśmy poświęcić chwilę na wyjaśnienie sobie wszystkich niejasności, dzieci od razu chciały się do nas poprzytulać, żeby jednym gestem zapomnieć o kłótni. No, ale my dorośli mamy z tym problem. W każdym razie ja mam…
– Poczekaj, córeczko, ja tak nie potrafię – powiedziałem, gdy jedna z nich rzuciła mi się na szyję. – Mam w sobie zbyt świeże emocje.
Ona popatrzyła na mnie, chwilę pomyślała, po czym odparła:
– To ja poczekam, aż będą przeterminowane.
Kompletnie mnie tym rozwaliła. Przytuliliśmy się chwilę potem.
Zapamiętać: nie warto kisić w sobie złych emocji, lepiej je przeterminować.
Źródło: https://supertata.tv/